??Można przegrać w walce zbrojnej, można ulec przemocy, ale nie można utracić ducha..." (Jan Paweł II)
Przygotowała mgr A. Rabska Ślufik
Henryk Sucharski urodził się 12 listopada 1898 roku koło Tarnowa w Gręboszowie. Był synem Stanisława i Agnieszki Bojko. Stryjecznym dziadkiem Henryka Sucharskiego był Jakub Bojko - wybitna postać ruchu ludowego w Galicji, poseł do Sejmu Galicyjskiego, senator i wicemarszałek Sejmu. W roku 1904 Henryk Sucharski rozpoczyna w Szkole Podstawowej w Gręboszowie i uczęszcza do niej 4 lata. Henryk, jak wszyscy ówcześni uczniowie szkół ludowych w Galicji, rozpoczynał zdobywanie wiedzy od poznania dziejów najbliższej okolicy i ludzi, którzy przyczyniali się do powstawania oraz wyposażenia szkoły, a także wzrostu znaczenia wsi. W tych latach kształtował się charakter młodego Henryka i duży wpływ na jego osobowość wywarł Jakub Bojko, otoczony powszechnym szacunkiem. W długich rozmowach wpajał w niego idee, o które sam walczył.

Fot. Rodzice Henryka Sucharskiego z dziećmi: Anną (stojącą z lewej), Romanem i Bronisławą (stojącą za nimi). Ok. 1920 r. Widząc, ze chłopak jest zdolny i ambitny, Bojko załatwił Henrykowi stypendium, aby umożliwić mu dalszą naukę. Podejmuje naukę w Gimnazjum i uczy się bardzo dobrze, kończąc je w 1916 roku. Szczególnie interesowała go sylwetka Józefa Bema, prawdopodobnie wtedy Henryk zdecydował się związać swe życie z wojskiem. Na spełnienie planów nie czekał długo. W 1917 roku zostaje powołany do armii austryjackiej i skierowany na przeszkolenie do Bochni. Od tego czasu zaczyna się drugi etap w jego życiu ? kariera wojskowa. Z Bochni powędrował, na front włoski, gdzie w walkach nad Piore w 1918 roku dowodził batalionem szturmowym VI Dywizji Piechoty. Dwukrotnie odznaczony krzyżem Walecznych, a w 1919 roku krzyżem Virtuti Militari. Po wojnie wstępuje do Wojska Polskiego i do 1928 roku pełni służbę w XX Pułku Piechoty w Krakowie. Stopień kapitana uzyskał w 1920 roku. W latach 1928-1930 jest instruktorem w Podchorążówce w Krakowie. Pod koniec kwietnia 1930 r. przeniesiony zostaje na własną prośbę do służby liniowej, do 35 Pułku Piechoty w Brześciu nad Bugiem (4 października 1930), gdzie wkrótce zostaje adiutantem pułku). Rok 1930 przynosi Sucharskiemu awans na majora i dowództwo XXXV Pułku Piechoty w Brześciu nad Bugiem. W Brześciu przebywa do września 1938 roku, jako stary zasłużony żołnierz zostaje mianowany dowódcą załogi Westerplatte.

Fot. Henryk Sucharski po awansie na majora. 1938 r. W piątek, l września, nad ranem, tej pogodnej księżycowej nocy, gdzieś po czwartej, gdy zaczynało się rozwidniać (jedni podają 417, inni 430), padł w ciszy otaczającej Westerplatte pojedynczy strzał z pistoletu. Sucharski chyba go słyszał i podobnie jak ci jego podwładni, którzy siedzieli w okopach pierwszej wojny, był pewien, że teraz, już za chwilę się rozpocznie. Znali te przygotowania do rozpoczęcia ataku, ten tzw. strzał korekcyjny, oznaczający początek odliczania minut do godziny ?O". Nikt z nich nie wiedział jednak, na którą została ona wyznaczona. Gdzieś, na jakiejś ważnej odprawie wszyscy dokładnie nastawili zegarki i od tego strzału nie ma już odwołania, gdyż czas płynie teraz jak w bombie zegarowej, która musi wybuchnąć...
Zaraz się zacznie... Nie wiadomo jedynie, za ile minut. Zdenerwowany, spięty, gotowy, myślał jedynie o tym, żeby się już zaczęło, jak najszybciej. Leżał ubrany, w butach na nogach i patrzył na zegarek... Obok, nerwowo przewracając się, spał Dąbrowski... W tym czasie ?Schleswig-Holstein" wynurzał się jak widmo z porannej, gęstej nadmorskiej mgły. W dzienniku pokładowym skrupulatnie odnotowano, że o godzinie 430 ogłoszono: ,,Alarm na wszystkich stanowiskach". Ruszyły maszyny, a artylerzyści błyskawicznie zajmowali swoje stanowiska. Rzeczywiście, była to wielka góra ognia: 4 działa kalibru 280 mm, rozmieszczone podwójnie w 2 wieżach, na dziobie i rufie. Po obu burtach poniżej głównego pokładu okrętu jeszcze po 5 dział kaliber 150 mm, do tego 4 pojedyncze przeciwlotnicze działa kalibru 88 mm i 4 przeciwlotnicze karabiny maszynowe. Ciężar salwy bocznej około 1690 kg. Właśnie to potężne uzbrojenie pancernika miało zmieść z powierzchni ziemi załogę na Westerplatte i stworzyć dogodne warunki do szybkiego ataku kompanii szturmowej. Ostatnie komendy na okręcie: An alle Stellen: Schiff geht zum Angriff auf Westerplatte vor (do wszystkich stanowisk: okręt idzie do ataku na Westerplatte). Na marginesie dziennika pokładowego odnotowano godzinę 443. Olbrzym ustawia się dogodnie do ostrzału, zajmuje pozycję wyjściową. Tylko kilkaset metrów dzieli go od Westerplatte... Na pokładzie napięcie wzrasta. Rozlegają się przeraźliwe dzwonki alarmowe: Feuererlaubnis! (ognia). ?Dane do strzelania były już podane od dawna, teraz po rozkazie ogniowym następują potężne detonacje, wieża dziobowa wyrzuca granat po granacie, działa pokładowe wtórują z hukiem?
Gdy padły dwa pierwsze strzały na Westerplatte, Sucharski odruchowo spojrzał na zegarek: 445. Tę godzinę w swym kalendarzyku zapisał dopiero później, w przerwie pomiędzy kolejnymi atakami. Teraz, zanim padły dalsze strzały, był już gotów. Tak, wiedział już, że to nie zamach stanu, ale wojna! Początek wojny polsko-niemieckiej, nie o Gdańsk, nie o Westerplatte, ale o prawo narodu polskiego do życia w wolności...
Działa rutynowo. Alarm! Każdy na swoje stanowisko! Już nawet nie trzeba o tym mówić ? wszyscy już wiedzą, że trzeba przebiec pod lawiną ognia, dotrzeć do swojej placówki i bronić się... Dąbrowski dzwoni na placówkę ?Prom", zbiega do kabiny telefonicznej, by sprawdzić, czy Westerplatte ma połączenie z Gdańskiem ? numer polskiej placówki został wyłączony z gdańskiej centrali. W 5 minut później (450) komendant obrony regulaminowo przekazuje komunikat dla Dowództwa Marynarki Wojennej w Gdyni: ,,O godzinie 445 dnia l września pancernik ?Schleswig-Holstein? rozpoczął bombardowanie Westerplatte. Bombardowanie trwa, Sucharski ? major".
Zaskoczenie, które było celem pierwszego ataku na Westerplatte, nie udało się. Polscy żołnierze podjęli obronę tego skrawka polskiej ziemi. I tak będzie przez 7 długich dni i nocy. Ze zmęczenia żołnierzom zamykały się oczy. Brakowało picia i jedzenia, środków opatrunkowych, podstawowych leków dla ratowania rannych. Brakowało zmian na placówkach. Zdani byli jedynie na siebie, na wzajemne zaufanie. Nieobcy był im strach, zwątpienie... Jednego byli pewni ? tej polskiej placówki oddać nie można...
Sucharski też o tym wiedział, ale wiedział też coś więcej, to, co powiedział jemu Sobociński ? nie będzie żadnej pomocy, ale mają się bronić zażarcie, gdyż tego wymaga polska racja stanu. Brzmiało to jak wyrok śmierci dla całej załogi. Westerplatte stało się w jakimś sensie redutą Ordona z Mickiewiczowskiego wiersza. Czy to miała być cena miłości do ojczystej ziemi? Teraz właśnie on ? Sucharski ? będzie musiał podjąć najważniejszą decyzję nie tylko za siebie, ale także za swoich żołnierzy. Wie, jak to jest, bo sam już śmierci zaglądał w oczy. W kategoriach wojskowych wszystko było przewidziane i tak niby jest, ale niezupełnie... Powiedzieć już, teraz, w pierwszym dniu, że nie nadejdzie obiecana pomoc? A może jednak gdzie indziej ? tak jak na Westerplatte ? odparte zostaną ataki niemieckie? Wojskowe doświadczenie podpowiada, że to złudzenie. Co więc robić? Trwać. Przydaje się znajomość żołnierskiego fachu, obycie frontowe... Rozpoczęła się normalna walka pozycyjna. Przewaga niemiecka jest jednak przygniatająca. Westerplatte stało się dla pancernika tarczą na poligonie wojskowym. Strzelano, więc ze świadomością, że przeciwnik nie ma się czym bronić. Jednym, przestarzałym działkiem, wyglądającym jak mysz przy polującym na nią kocie? Szybko też wyeliminowano je z walki po kilkudziesięciu strzałach, tak jak i te moździerze, których stanowiska nie było __zbyt trudno ustalić?, Co więc zostawało? Karabiny maszynowe, no i najważniejsze ? żołnierze. Ofiarni, doskonale znający swój fach. Ale czy to wystarczy?Wiadomości odbierane już w pierwszych godzinach przez radiotelegrafistę st. sierż. Kazimierza Rasińkiego nie były pocieszające. Komunikat nadany przez rozgłośnię warszawską, ogłaszający napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę, powtarzano w języku francuskim, angielskim... Gdańska rozgłośnia informowała już od rana, że gauleiter Gdańska Albert Forster ogłosił włączenie Gdańska do Rzeszy. Było to oficjalne potwierdzenie tego, co obrońcy widzieli na własne oczy...
Do koszar, gdzie znajduje się centrum dowodzenia, napływają informacje o pierwszych rannych, a także zabitych. Powoli jadalnia w koszarach zamienia się w prymitywny szpital polowy, skąd nie ma możliwości odsyłania rannych poza miejsce bezpośrednich walk. Sucharski jeszcze liczy na obiecywaną w lecie pomoc desantową małych jednostek pływających o niewielkim zanurzeniu. Przecież to właśnie dla nich wybrano ten odcinek na plaży od strony morza między falochronami, na przestrzeni od wartowni nr 4 do wartowni nr 5. Tą drogą miał być dostarczony niewielki oddział wraz z lekkim sprzętem ogniowym. Mówi o tym głośno do swego zastępcy, ale w duchu nie jest o tym przekonany. W uszach dźwięczą chyba słowa Sobocińskiego:,,Zostaniecie samotni". Jeszcze Dąbrowski uzasadnia brak aktywności ze strony polskiej floty i Obrony Wybrzeża: ?Mają inne zadania do wykonania. Tym samym ? moim zdaniem ? pomocy lub odciążenia nas ogniem artylerii należy spodziewać się później, może nawet w dniu jutrzejszym, tj. 2 września. [...] Por. Gródecki, który bierze udział w naszej rozmowie, podziela moje zdanie"4.
Pierwszy dzień, po odparciu kilku niemieckich ataków, kończył się. Zapadała noc, gdy nadeszła zaszyfrowana depesza z Gdyni.,,Zaciekawienie majora i moje ? pisał Dąbrowski ? jest ogromne. Jesteśmy wyraźnie podnieceni. Pochylamy się nad depeszą... gdy nagle pracę naszą przerywa gwałtowny ogień broni ręcznej i odgłosy wybuchów granatów ręcznych. To mat Rygielski odpiera patrole niemieckie usiłujące zlikwidować placówkę ?Fort? od strony brzegu morskiego, gdzie istniała możliwość dogodnego podejścia i zaskoczenia.Po uspokojeniu się powracamy do nierozszyfrowanej jeszcze w całości depeszy. W efekcie okazuje się, że jest to biuletyn sytuacyjny walki nad polskim morzem przysłany z Dowództwa Obrony Wybrzeża. Depesza donosi bez szczegółów o walkach granicznych, o stratach i jeńcach niemieckich. Z kolei my dajemy meldunek sytuacyjny obrazujący nasze położenie".
Drugi dzień miał przebieg zbliżony do poprzedniego: najpierw ?piekielna muzyka" w wykonaniu pancernika, potężna, na wszystkich jego ?instrumentach", później nieudane próby zdobycia Westerplatte przez oddziały atakujące od strony nasady półwyspu i nieustanne ostrzeliwanie z broni maszynowej po drugiej stronie kanału portowego, z budynków, z których było widać całe Westerplatte jak na dłoni. W krótkich przerwach, gdy zapadała cisza, a obrońcy starali się śledzić każde drgnienie gałęzi na przedpolach wartowni, docierają z daleka przytłumione odgłosy walk w rejonie Gdyni i Orłowa. Słychać polskie działa ? odgłosy nadziei? Przyszedł czas na udowodnienie wieloletnich wysiłków polskich żołnierzy na Westerplatte, zmierzających do wzmocnienia obronności składnicy. Myśl taktyczna i konstrukcyjna oficerów sztabowych i inżynierów, pracowitość rąk setek żołnierzy i wielu pracowników cywilnych, po 13 latach 7 miesiącach i 11 dniach została wystawiona na najcięższą próbę ? przeciwstawienia się nawale ognia i stali, jaka runęła na polski półwysep z lądu, morza i powietrza. W ziemię na Westerplatte poczęła wsiąkać krew polskiego żołnierza... W Warszawie Naczelny wódz, Marszałek Śmigły-Rydz z Kwatery Głównej wydał do wojska rozkaz następującej treści: Żołnierze!
Niemiec, odwieczny nasz wróg napadł dnia l września 1939 r. na Rzeczypospolitą naruszając całą naszą granicę. Nadszedł czas wypełnienia naszego żołnierskiego obowiązku. Żołnierze! Walczycie o istnienie i przyszłość Polski. Za każdy krok zrobiony w Polsce musi wróg drogo zapłacić krwią. Każdy z was, ufny w słuszność naszej sprawy i sprawiedliwość Bożą musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, by jak najtwardziej wypełnić nakaz obowiązku i honoru. Bez względu na długotrwałość wojny i poniesiono ofiary - ostateczne zwycięstwo będzie należało do nas i do naszych sprzymierzeńców. W popołudniowym wydaniu gazety warszawskiej,,Kurier Czerwony" ukazał się komunikat pod tytułem: ?Cała Polska przy lwach Westerplatte broniących wolności, praw i honoru Polski". Zaatakowany przez wojska niemieckie garnizon polski na Westerplatte odparł atak i trwa bohatersko na stanowisku w obronie praw Polski do Gdańska, granic Rzeczypospolitej i honoru Oczy i serca całej Polski zwrócone są ku naszym ?lwom Westerplatte". Garnizon nadal trwa niewzruszenie na swym trudnym posterunku. Po czterech dniach zaciętej obrony sytuacja staje się bardzo trudna. Postawa kadry sprowadza się do dylematu: bronić honoru żołnierza polskiego tak długo, jak się da czy poddać się, aby zachować życie żołnierskie dla przyszłej Polski. I to z pewnością było podstawą konfliktu między Sucharskim a Dąbrowskim.
Dąbrowski, młodszy typ oficera, sprężysty, wołał, iż należy trwać do ostatka. Bronić tego skrawka ziemi, dopóki jest jeszcze, jak się bronić. Sucharski mówił, że na odsiecz nie ma, co liczyć i trzeba oszczędzać ludzi. Spory były ostre. Z pewnością problem kapitulacji był tym zagadnieniem, które dowództwo Westerplatte musiało samo rozstrzygnąć. Sucharski chciał, by decyzja zapadła zespołowo, lecz wśród kadry oficerskiej nie było na to zgody. Poszerza ? jak można sądzić z relacji obrońców ? grono osób biorących udział w tych dyskusjach. Ich uczestnikami są także niektórzy podoficerowie przebywający aktualnie na terenie koszar. Ile było takich spotkań, nie wiemy. Możemy jedynie powiedzieć, że z pewnością do jednej z pierwszych rozmów między oficerami doszło po nalocie sztukasów, a inne odbywały się w momentach szczególnie trudnych dla Westerplatte. W piątym dniu regularne oblężenie niemieckie coraz bardziej się nasila, a nieprzyjaciel każdy atak poprzedza długotrwałym ogniem z baterii ?Schleswiga-Holsteina"; staje się jasne, że przyjęto taktykę obliczoną na załamanie psychiczne i wyczerpanie fizyczne obrońców. Komunikaty radiowe mówią o coraz to nowych niemieckich sukcesach: zajęte Katowice, walki pod Łodzią, odwrót polskich wojsk w dolnym biegu Wisły, zwycięskie potyczki w rejonie Torunia, Mławy, zamknięcie dużej grupy wojsk polskich w Borach Tucholskich. Jeszcze wydaje się to niemożliwe, jeszcze uważa się, że to przesada, wytwór machiny propagandowej Goebbelsa...
Szósty dzień ? niemieckie patrole rozpoznawcze podchodzą coraz bliżej linii polskiej obrony, nie słabnie ogień artylerii, i to najcięższego kalibru ? piekło na ziemi. Coraz więcej uszkodzeń w wartowniach, koszarach, jest też próba podpalenia Westerplatte, przybywa rannych. Radiotelegrafista Rasiński melduje jedynie o zamilknięciu kolejnych polskich radiostacji. Armia polska jest w generalnym odwrocie...
Sucharski późnym wieczorem zwołuje naradę oficerów. Są tylko ci, którzy stale przebywają w koszarach: Dąbrowski, Słaby i Gródecki. Major zdaje sobie sprawę, że musi wobec swych najbliższych współpracowników określić jednoznacznie sens dalszej walki. Wprawdzie imponująca jest postawa żołnierzy, lecz jasne jest, że po tylodniowej walce są oni na skraju wyczerpania i gdy zaczną usypiać na karabinach, staną się ofiarą masakry zgotowanej przez oddziały niemieckie. I czy on, dowódca, może tak bezsensownie skazywać tych wspaniałych, młodych Polaków na niechybną śmierć? A jeśli uda im się przeżyć niewolę, czyż nie będą mogli zrobić znacznie więcej dla swej ojczyzny niż w tej chwili, oddając za nią swe życie w imię bohaterstwa? Chyba te pytania stawiał swoim najbliższym oficerom, gdyż Dąbrowski zanotował:,,Major ponownie przedstawia tragiczne położenie na frontach w kraju i na tym tle naszą beznadziejną sytuację obecną, [widzi] natomiast możliwość naszej przydatności w Polsce po wojnie. W tym ostatnim kryje się myśl o kapitulacji. Wreszcie Sucharski decyduje, że w wypadku dokonania dalszych zniszczeń przez ogień nieprzyjacielski w naszym systemie obronnym walkę przerywamy".
Tym razem nie było większej dyskusji ? wszyscy wiedzą, że ten moment zbliża się nieuchronnie, pozostaje jedynie pytanie, kto weźmie na siebie odpowiedzialność za podjęcie tej decyzji. Sucharski po tej naradzie wyczuł chyba, że w duchu podzielają jego zdanie i że gdy podejmie tę ostateczną decyzję, nie będą się zbytnio sprzeciwiać, ale też mu jej nie ułatwią i nie pomogą... W swych relacjach Sucharski i Dąbrowski są zgodni, że atak niemiecki w rannych godzinach 7 września i wyeliminowanie kolejnej wartowni (nr 2) z systemu obrony miały znaczenie rozstrzygające. Dalsza walka, polegająca na wycofywaniu poszczególnych placówek do koszar, ,,równałaby się ? jak pisał Dąbrowski ? wysłaniu ludzi na śmierć". Wszyscy oficerowie są świadomi nadciągającego dramatu. Nie wywierają już presji na dowódcę, ale też nikt go nie wspiera, z wyjątkiem może kpt. Słabego, lekarza, który w niczym nie może pomóc ciężko rannym. Sucharski sam musi podjąć decyzję! ?Zdecydowałem się na kapitulację. O decyzji zawiadomiłem oficerów i szeregowych. Poleciłem wywiesić białą flagę, w następstwie, czego ogień ze strony nieprzyjaciela po pewnym czasie ustał. Obsada pozycji została ściągnięta do koszar. Tu po raz pierwszy zaznajomiłem całą załogę z położeniem w kraju i z naszym własnym. Podziękowałem wszystkim za spełnienie obowiązków. Modlitwa za poległych i piosenka Śpij, kolego zakończyły tę tragiczną ceremonię. Trwało to do godziny 10OO". Żołnierze nie chcieli uwierzyć, że to już koniec. Płakali, niszczyli swoją broń. Pytali:, ?Dlaczego się poddajemy? Przecież możemy jeszcze walczyć..." Stali na apelu w polowych, poszarpanych mundurach przed zniszczonymi koszarami, z zawalonym stropem, z wybitymi oknami. Nad wejściem pozostała jednak nietknięta duża płaskorzeźba przedstawiająca polskiego orła. Słuchali podziękowań komendanta za skrupulatne wykonywanie rozkazów, za postawę, za braterstwo - i zapamiętali te jego słowa: ,,Jeszcze się Polsce przydacie".

Fot. Portret Sucharskiego, wykonany kredką przez nieznanego autora w Oflagu II B 19 listopada 1942 r. Umiera na płuca 30 sierpnia 1946 roku we włoskim Neapolu. l września 1971 urna z prochami majora H. Sucharskiego została złożona na Westerplatte.

Fot. Minister obrony narodowej gen. Broni Wojciech Jaruzelski dekoruje na Westerplatte urnę z prochami mjra Sucharskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Virtuti Militari. 1 września 1971 r.
W czerwcu 1987r. Na Westerplatte, spotkał się papież, Jan Paweł II z młodzieżą. Przybyli tam westerplatczycy z całego kraju i z zagranicy. W swojej homilii papież - Polak odwołał się do przeżyć żołnierzy walczących pod dowództwem mjra H. Sucharskiego, którzy dali przykład szlachetnej walki w obronie ojczyzny, walki nierównej, bohaterskiej: "Każdy z nas, drodzy przyjaciele, ma w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, który trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Można przegrać w walce zbrojnej, można ulec przemocy, ale nie można utracić ducha..."